W poprzedniej części artykułu eksperci serwisu Comperia pokusili się o określenie tego, czym są podatki i częściowo wytłumaczyli, dlaczego należy je płacić. Podatki to jednak prawdziwy temat-rzeka. W drugiej części wyjaśnień ciąg dalszy.
Płacimy i co z tego mamy?
Lista wydatków budżetowych jest długa i z każdym rokiem wydłuża się bardziej. Do najważniejszych punktów należą:
· ochrona zdrowia, życia oraz bezpieczeństwa obywateli Polski (o to dbają służby takie jak np. wojsko i policja)
· szeroko pojmowana edukacja i wychowanie dzieci i młodzieży
· dobra czy usługi, z których korzystamy bezpłatnie lub płacimy za nie jedynie pewną część.
· pomoc socjalna czyli emerytury (ZUS), renty, zasiłki dla bezrobotnych oraz chorobowe; wspomaganie osób, które nie są w stanie zarabiać na siebie lub samodzielnie się utrzymać
· wydatki na aparat państwowy: kwoty przeznaczane na utrzymanie władzy ustawodawczej (parlament), wykonawcze (rząd) oraz sądowniczej (sądy). W ramach tych wydatków podatnicy wyposażają biura poselskie, fundują politykom samochody oraz darmowe przejazdy, tudzież dbają o reprezentacyjność takich budynków jak np. pałac prezydencki itd.
Punkt ostatni może wzbudzać najwięcej kontrowersji – bo płacimy, aby ludzie ze szczytów władzy opływali w luksusy. Mimo to podatki warto płacić. Dzięki odprowadzanej przez nas daninie mamy przywilej leczenia się w państwowej służbie zdrowia, bezpieczne ulice, a nasi dziadkowie i babcie co miesiąc otrzymują emerytury.
Ponadto warto wspomnieć też o organizacjach pożytku publicznego, na które możemy przeznaczyć 1 proc. wysokości naszego podatku. Organizacje te starają się rozwiązać pewne problemy społeczne, z którymi jednostki same nie dają sobie rady. Innymi słowy, poprzez uczciwe i sumienne płacenie podatków pomagamy naszemu państwu pomagać innym.
Bez naszych obowiązkowych wpłat nie moglibyśmy cieszyć się wsparciem socjalnym państwa, zapewnieniem bezpieczeństwa narodowego oraz usług niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania ładu społecznego. A ile kosztuje nas utrzymanie tego ładu? Analitycy Comperii.pl postanowili to zbadać.
Tabela: Kwotowy i procentowy udział podatków w polskim budżecie oraz stosunek obciążenia podatkowego do PKB za lata 2002-2009
Źródło: porównywarka finansowa Comperia.pl
Jak widać z powyższego zestawienia z roku na roku budżet naszego państwa powiększa się, a dynamika tego przyrostu jest znaczna. Jeśli ta tendencja zostanie zachowana, to w 2011 roku będziemy mieli dwukrotnie większy budżet niż przed niecałe 10 lat wcześniej! Ale nie dobra wiadomość, gdyż wraz z rozrastaniem się budżetu, rośnie zarówno deficyt budżetowy, jak i poszczególne stopy podatkowe.
I chociaż wpływy z podatków w porównaniu do wszystkich dochodów budżetowych utrzymują się na zbliżonym poziomie (niespełna 90 proc.), to poziom obciążenia fiskalnego (w porównaniu do wartości wszystkich dóbr i usług wytworzonych w Polsce) stopniowo wzrasta. Z uwagi na dobre wyniki gospodarcze w 2004 r. wskaźnik ten był najniższy, lecz zaraz potem ponownie zaczął piąć się w górę. Mimo zapowiadanych przed wyborami z 2007 r. poprawy stanu gospodarki i zredukowania obciążeń podatkowych, obecnemu rządowi nie udaje się zahamować tej tendencji. Fiskalizm rośnie i raczej nie należy się spodziewać, aby w najbliższych latach miało się to zmienić.
Tymczasem słychać głosy ekonomistów o tym, że „zmniejszenie opodatkowania w naszym kraju wyszłoby wszystkim na dobre, ponieważ gospodarka uwolniona od tak wielkiego jarzma zaczyna się rozwijać szybciej”. I chociaż co do zasady trudno odmówić im racji, to jednak zdają się oni nie pamiętać, że "jeszcze się taki nie urodził, który by wszystkim dogodził". Nie istnieją w ekonomii (zwłaszcza tej obejmującej poziom makro-) takie rozwiązanie, które faktycznie „wyszłoby WSZYSTKIM na dobre” – zawsze korzyści jednych wiążą się ze stratami drugich.
Wolni od podatków
Na zakończenie warto wspomnieć, że w Polsce – podobnie jak w wielu innych krajach – istnieje „dzień wolności podatkowej”. Z uwagi na fakt, że większość z nas musi w ten czy inny sposób zapracować na to, aby podzielić się z Państwem, to – w zależności od liczby i wysokości podatków – możliwe jest wyznaczenie w kalendarzu takiego dnia, w którym obie części naszego dochodu – ta przeznaczona na zapłacenie podatku i ta, która zostaje nam w kieszeni zrównują się. Od tego dnia symbolicznie podatnicy przestają pracować na daninę państwową, a zaczynają zarabiać na siebie.
W zeszłym roku ten dzień przypadł u nas na 23 czerwca. Zatem przez niemal pół roku zarabiamy po to, by opłacić podatki i utrzymać aparat państwowy oraz tych, których publiczny opiekun utrzymuje bądź wspomaga. Na szczęście, zaraz potem nadchodzą wakacje, a letnia aura i perspektywa dłuższego lub krótszego urlopu wakacyjnego zdejmuje z nas tę przykrą świadomość.
Paweł Puchalski
Comperia.pl