Wprowadzenie w Polsce instytucji upadłości konsumenckiej nie ma dzisiaj głębokiego uzasadnienia społecznego i ekonomicznego – mówi Andrzej Roter, dyrektor generalny Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych. W wielu krajach instytucję upadłości konsumenckiej wprowadzano z powodu panujących tam kryzysów gospodarczych. Generowały one taką skalę niewypłacalności, która stawała się problemem społecznym i wymagała skorzystania z nadzwyczajnych narzędzi. W Polsce taka instytucja nie jest jeszcze potrzebna – dodaje.
Aktualnie nie ma głębokiego uzasadnienia społecznego, ekonomicznego do wprowadzenia do polskiego porządku prawnego instytucji upadłości konsumenckiej. Warto przypomnieć, że w wielu krajach instytucję upadłości konsumenckiej wprowadzano z powodu panujących tam kryzysów gospodarczych. Generowały one taką skalę niewypłacalności, która stawała się problemem społecznym i wymagała skorzystania z nadzwyczajnych narzędzi. Z tego punktu widzenia upadłość konsumencka jeszcze nie jest dziś potrzebna w Polsce. Aktualna jakość portfeli kredytowych – finansowych czy handlowych – również nie wskazuje na potrzebę sięgania do narzędzi tzw. ostatniej szansy, jak jest nazywana upadłość konsumencka. Co więcej, do niedawna skala niewypłacalności określana była przez ekspertów na liczbę 50–90 tysięcy gospodarstw domowych. Nawet pomimo rosnącej skali kredytów nieregularnych, względny ich udział w całości salda kredytowego jest nadal na niskim poziomie. Nie uzasadnia on sięgania po bardzo kosztowne i agresywne narzędzia, wkraczające głęboko w stosunki własności. Brak jest zatem uzasadnienia społecznego.
A ma uzasadnienie ekonomiczne?
Polska gospodarka, moderowana w coraz silniejszym stopniu konsumpcją, finansowaną kredytem, nie wymaga tego, by dynamikę jej wzrostu należało pobudzać nadzwyczajnymi środkami. W konsekwencji poprawiającej się sytuacji polskiej gospodarki, od kilkunastu lat maleje liczba wykluczonych z rynku, rośnie natomiast systematycznie zdolność do obsługi zobowiązań. W konsekwencji dziś raczej byłby potrzebny w pierwszej kolejności dojrzały program rządowy przeciwdziałania nadmiernemu zadłużeniu, które w konsekwencji może stać się niewypłacalnością. Jednak jak dotąd brak jest takiego pomysłu wśród rządzących w ciągu ostatnich lat. Co prawda nie ma wielu pozytywnych przykładów na świecie – aczkolwiek brytyjski program rządowy jest tu bardzo pouczający, godny polecenia, tym bardziej, że przynosi pozytywne efekty. Natomiast można także uznać, że instytucja upadłości konsumenckiej należy do międzynarodowego dorobku społecznego, została wdrożona w większości rozwiniętych społeczeństw do ich porządku prawnego. Jest powszechnie stosowanym narzędziem w krajach o rozwiniętych rynkach consumer finance. Polska, zmniejszając dystans do najbardziej rozwiniętych społeczeństw i gospodarek, będzie zapewne potrzebowała także instytucji zrozumiałych, odpowiadających charakterystyce takich krajów. Ten aspekt, w kontekście postępującej globalizacji, integracji europejskiej także zasługuje na poważne traktowanie.
Zgodnie z ostatnim rządowym projektem ustawy o upadłości konsumenckiej postępowanie upadłościowe może być prowadzone wobec osób, które stały się niewypłacalne w wyjątkowych i niezależnych od nich okolicznościach. Co to oznacza w praktyce? Jak należy interpretować taki zapis?
Sytuacja niewypłacalności, której doświadcza konsument, może być spowodowana różnymi przyczynami, natomiast w sposób najbardziej ogólny można podzielić je na zawinione przez niego i niezawinione. Sąd badający przesłanki złożenia wniosku będzie analizował przyczyny, na początek starając się określić ich charakter w sposób właśnie tak generalny. O ile wnioskodawca nie przyczynił się do własnej, bardzo złej sytuacji finansowej, w której nie jest w stanie w żaden sposób obsługiwać jakichkolwiek zobowiązań – wniosek taki należeć będzie do zasadnych. Takim przykładem może być utrata pracy z przyczyn leżących po stronie zakładu pracy. Takim przykładem być może także nagła i ciężka choroba, uniemożliwiająca uzyskiwanie takich jak dotąd dochodów czy ciężka choroba bliskiej osoby, pochłaniająca dużą część uzyskiwanych dochodów. Natomiast jeśli bardzo zła sytuacja budżetu wnioskodawcy została spowodowana przez samego wnioskodawcę, np. utrata pracy w związku z rażącym zaniedbaniem obowiązków pracowniczych, porzucenie miejsca pracy czy rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron – to taka postawa nie zasługuje na obdarzenie takim dobrodziejstwem jakim jest możliwość zgłoszenia wniosku o upadłość. Co więcej, powinny być także odrzucane wnioski, w których zawiniona niewypłacalność miała swoje źródło w nieracjonalnych decyzjach konsumpcyjnych. Nadmierna konsumpcja, tworząca nadmierne koszty finansowe w stosunku do uzyskiwanych przychodów, konsumpcja na tyle nieracjonalna, że dla każdej przeciętnie inteligentnej osoby oznaczałaby nadmierne ryzyko finansowe – również powinna być traktowana jako przesłanka do odrzucenia wniosku. Tak rozumiane przesłanki są dobrze znane na przykład w krajach skandynawskich i z powodzeniem stosowane, nie budząc wątpliwości co do możliwości weryfikacji zasadności wniosków o upadłość. Ze względu na fakt, iż poziom etyki zobowiązań w Polsce nie należy do wysokich, zastosowanie przesłanek etycznych w projekcie rządowym należy ocenić bardzo pozytywnie.
Postępowanie upadłościowe zakłada likwidację majątku dłużnika, również sprzedaż nieruchomości. W takiej sytuacji ze sprzedaży mieszkania wydzielona będzie kwota pozwalająca dłużnikowi na roczny wynajem mieszkania. Czy pieniądze na 12-miesięczny okres wynajmu mieszkania są w stanie poprawić sytuację dłużnika?
Pytanie to nie wydaje się być zasadne z punktu widzenia wyboru modelu upadłości. Na początek trzeba sobie uświadomić, że dłużnik składający wniosek o upadłość nie wywiązuje się z zaciągniętych przez niego zobowiązań. A to oznacza, że wiele podmiotów, osób poniosło z tego powodu szkodę. Dłużnik w ten sposób żył na koszt tych osób, podmiotów. Upadłość jest więc dobrodziejstwem, bardzo kosztownym dla wielu, a ofiarowanym niewielu. Co więcej, dobrodziejstwo instytucji upadłości ma pozwolić na to, by po kilkuletnim okresie spłaty maksymalnie dużej części zobowiązań (jednak rzadkim przypadkiem jest spłata całej kwoty kapitału) dłużnik mógł na nowo rozpocząć pełnienie swoich ról społecznych. Koszt tego dobrodziejstwa ponoszą głównie wierzyciele, w mniejszym stopniu całe społeczeństwo, podatnicy. Trzeba sobie uświadomić, że jest to w skali społecznej naprawdę poważny koszt. I stąd, na pytanie czy zaofiarowanie dłużnikowi dodatkowej pomocy, poza umorzeniem dużej części zobowiązań, w formie takiej kwoty pieniędzy, która pozwoli na zapewnienie przez cały rok dachu nad głową, jest w stanie poprawić sytuację dłużnika, należy odpowiedzieć zdecydowanie pozytywnie. Ma to wymiar głęboko moralny, etyczny.
W projekcie rządowym mowa jest o tym, że jeżeli dłużnik nie współpracuje z sądem w trakcie trwania postępowania, tzn. nie wyda majątku syndykowi lub nie przedstawi niezbędnych dokumentów, sąd umorzy postępowanie. I co wtedy? Czym dla dłużnika różni się postępowanie upadłościowe od egzekucji komorniczej? Co prawda w przypadku upadłości, jeżeli mamy więcej długów niż wart jest nasz majątek, spłata pozostałych wierzytelności będzie rozkładana na 5 lat z możliwością przedłużenia na kolejne 2 lata. Ale i w jednym i drugim przypadku tracimy majątek.
Podstawowe różnice pomiędzy skutkami upadłości i egzekucji komorniczej są takie, że nie wywiązanie się w pełni z historycznych zobowiązań w przypadku egzekucji komorniczej powoduje, że utrzymywane są one w mocy i dłużnik jest obowiązany wywiązać się z nich w przyszłości. Jego prywatna historia płatnicza wskazuje na nierzetelność jako płatnika, kontrahenta i praktycznie może uniemożliwiać korzystanie z kredytów. Co więcej, w przypadku egzekucji, z tytułu zaległości, rosną nadal niespłacone kwoty zobowiązań, co ma związek z naliczanymi od nich odsetkami, kosztami. Natomiast w przypadku procedury upadłości, po pierwsze od daty orzeczenia sądu nie rosną odsetki od zobowiązań, kwoty zaległości nie rosną. Po drugie, dzięki wywiązaniu się z zobowiązań w trakcie określonego przez sąd kilkuletniego planu (zapewne kwoty do spłaty będą zdecydowanie niższe niż kwoty rzeczywistych zaległości dłużnika), dłużnik może zasłużyć na umorzenie pozostałych do spłaty zobowiązań. Nazywa się to zasłużonym nowym startem. Na koniec, dłużnik może osiągnąć poprzez upadłość całkowitą rehabilitację ekonomiczną. Co prawda w obu przypadkach możemy stracić majątek, aczkolwiek winniśmy sobie uświadomić, że jest to praktycznie własność iluzoryczna. Jest to bowiem majątek sfinansowany zobowiązaniami. W sensie moralnym, etycznym, finansowym czy prawnym praktycznie nie należy do nas. Zatem obie instytucje: upadłość i egzekucja, doprowadzają jedynie stan faktyczny do prawnego. Jeśli dochodzi do upadłości czy egzekucji, pokrzywdzonymi są wierzyciele i całe społeczeństwo. Kończy się w ten sposób życie na kredyt – dłużnikowi pogarsza się dotychczasowa jakość życia, której wyższy poziom był finansowany przez innych, na którą nie zasłużył.
Z możliwości poddania się postępowaniu upadłościowemu będzie można skorzystać raz na 10 lat. Czy to, pana zdaniem, dobra propozycja? Nie za często, nie za rzadko?
Co prawda, raz na 10 lat nie oznacza, że prawo to jest dostępne praktycznie co 10 lat. Trzeba bowiem uwzględnić okres trwania procedury, powiększony o okres spłaty zobowiązań, orzeczony przez sąd. A to może być nawet 7 lat. Daje to okres od 17 do 20 i więcej lat. Pomimo to, propozycja takiego przepisu daje teoretyczną szansę na skorzystanie z tego dobrodziejstwa w pewnych przypadkach nawet 3 razy w życiu. Można sobie wyobrazić jednocześnie i rekomendować, że sąd stosując przesłanki etyczne do rozpatrywania zasadności wniosków, może nie zdecydować o jego przyjęciu od osoby, która np. po raz trzeci popada w niewypłacalność z tego samego powodu. Jakkolwiek wydaje się, że umorzenie zobowiązań powinno przysługiwać wyłącznie raz w życiu, choćby nawet prawo do składania wniosku o upadłość miałoby przysługiwać częściej niż raz w życiu.
Projekt ustawy upadłościowej zgłoszony przez PiS zakłada podzielenie postępowania upadłościowego na dwa etapy. Pierwszym byłoby postępowanie zapobiegające niewypłacalności, które kończyłoby się układem z wierzycielami. Dłużnikowi obniżano by dług lub rozkładano na raty. Drugi etap to postępowanie upadłościowe uruchamiane wtedy, kiedy zobowiązania dłużnika przewyższają wartość jego majątku. Kończyłoby się likwidacją tego majątku. Czy taki podział nie jest lepszym rozwiązaniem od propozycji rządowej? W projekcie rządowym nie wchodzi w grę układ z wierzycielami.
Z punktu widzenia doświadczeń międzynarodowych, pierwsza procedura winna być traktowana na równi z tzw. postępowaniem upadłościowym. Granica pomiędzy nimi jest bardzo płynna i nie ma praktycznie żadnych narzędzi do jej wyznaczania. Poza faktem, bardzo istotnym, że w takiej formule pierwsza procedura będzie źródłem nadużyć o dużej skali, to należy obie procedury traktować tak samo. Obie są bowiem przyczyną powstawania strat – kosztów – dla wierzycieli, podobnych co do wielkości. Stąd poczynione w projekcie przez wnioskodawców rozróżnienie nie ma znaczenia i propozycja dwóch procedur będzie multiplikowała koszty społeczne i ekonomiczne tak wdrożonej ustawy. W sensie edukacyjnym, konstrukcja takich dwóch procedur, z których druga daje prawo do skorzystania ponownie z dobrodziejstwa umorzenia zobowiązań w majestacie prawa i to bez określania przyczyn popadnięcia w stan niewypłacalności jest chybione. Wpływałoby to na zwiększenia dynamiki erozji podstawowych instytucji społecznych.
Rozmawiał Maciej Bednarek
Za tydzień opublikujemy drugą część rozmowy z Andrzejem Roterem, poświęconą głównie skutkom wprowadzenia w życie ustawy o upadłości konsumenckiej.