Rynek kredytów hipotecznych może w 2013 r. okazać się miejscem ciekawych obserwacji. Przeciwstawne informacje stamtąd płynące, mogą stanowić przesłankę do konsumenckich zachowań leżących na dwóch różnych biegunach. Comperia.pl postanowiła przyjrzeć się możliwym scenariuszom.
Scenariusz 1: „niedźwiedzie” pokonują „byki”
Na rzecz braku ożywienia rynku nieruchomości nabywanych za pieniądze banku będą działać pogarszające się warunki gospodarcze. Fakt, że nawet pracodawcy uznawani za stabilnych, stają ostatnio w obliczu decyzji o redukcji etatów, skłania potencjalnych kredytobiorców do głębszych przemyśleń w kwestii zaciągnięcia zobowiązania.
Swoistym anty-stymulatorem dla rynku kredytów hipotecznych będzie wygaśnięcie programu „Rodzina na swoim”. Dodatkowo, część potencjalnych nabywców nieruchomości będzie chciało zaczekać na wdrożenie projektu „Mieszkanie dla Młodych”.
Z kolei powolny, acz konsekwentnie trwający od 2007 r. trend spadkowy cen mieszkań, może rodzić nadzieje na kontynuację „marszu niedźwiedzi”. W związku z powyższym, część niezdecydowanych będzie wykazywać tendencję do odwlekania decyzji o zaciągnięciu kredytu na własne cztery kąty.
Scenariusz 2: „byki” górą
WIBOR wykazuje spory stopień korelacji z poziomami administracyjnie regulowanych stóp procentowych. Te drugie ostatnio spadają. Oznacza to pewną obniżkę rat dla już posiadających kredyty oraz delikatny wzrost zdolności kredytowej dla zaciągających nowe zobowiązania. W tym drugim przypadku, bardziej konserwatywne banki mogą jednak podnosić marżę, by częściowo niwelować pozytywny efekt obniżki stóp. Na ogół dzieje się tak w obliczu spowolnienia gospodarczego, kiedy banki stronią od polityki ułatwiającej zaciąganie kredytów.
Swoje pięć groszy do dobrobytu byków dołożyła też KNF. Jej rekomendacja „T” kończy praktykę administracyjnego ustalania górnego limitu wskaźnika zadłużenia w stosunku do dochodów. W brzmieniu sprzed zmian regulacja mówiła, że kredytobiorcy zarabiający poniżej średniej krajowej, nie powinni zadłużać się do tego stopnia, żeby suma zobowiązań przekraczała 50 proc. dochodów. Ci zamożniejsi mogli przeznaczać na obsługę długu aż 65 proc. budżetu. Pozostawienie bankom wolnej ręki oznacza, że dobrze zarabiający będą mogli liczyć na większy kredyt. Oczywiście, w zależności od banku, bo te jak wiadomo, dzielą się na bardziej i mniej liberalne.
Kolejną zasługą KNF w ewentualnym zwycięstwie „byków” jest nowy kształt rekomendacji „S”. Szczególnie postanowienie dotyczące badania zdolności kredytowej w oparciu o rzeczywisty czas spłaty kredytu. Do tej pory maksymalny okres dla symulacji wynosił 25 lat. W modelu opartym na rzeczywistym czasie kredytowania, pojedyncza rata będzie niższa, a tym samym zwiększy się potencjalnym klientom banków zdolność kredytowa.
Rekomendacja S ma zostać zaimplementowana w marcu br., a banki powinny wdrożyć jej postanowienia najpóźniej w ciągu 6 m-cy. Tym samym – zgodnie z jej postanowieniami – od września b.r. skończą się oferty banków na finansowanie 110 proc. wartości nieruchomości. Od przyszłego września z kolei, wymagane będzie wniesienie 10 proc. wkładu własnego. Rok później 20 proc., lub w dalszym ciągu 10, jeżeli wykupi się specjalne ubezpieczenie. Wszystko to, może paradoksalnie spowodować efekt mobilizowania nie do końca zdecydowanych klientów, którzy obawiać się będą utrudnienia w dostępie do kredytów hipotecznych. Autor: Jakub Tomaszewski
Comperia.pl