Wykupujemy ubezpieczenie, bo czasem nakazuje nam to prawo (ubezpieczenie OC), innym razem sami decydujemy, że lepiej będzie się zabezpieczyć, na przykład w razie potrzeby skorzystania z usług medycznych podczas zagranicznego urlopu. Polisa to dokument potrzebny, użyteczny, pomagający przetrwać finansowo ciężkie chwile. A jednak bezkrytyczne spojrzenie na umowę ubezpieczenia to najgorsze, co można zrobić. Na co należy uważać w jej zapisach, i czy faktycznie ubezpieczony jest zawsze człowiek przezorny – o tym w artykule.
Nie za wszystko dostaniesz odszkodowanie
Ubezpieczyciel, co zdaje się być rzeczą nad wyraz banalną, jest instytucją, która ma zarabiać. Dlatego pomimo zawarcia z nami umowy, nie zawsze będzie skory wypłacić należne odszkodowanie, lub zwracaną kwotę istotnie zredukuje. O tym, które szkody firma ubezpieczeniowa pokryje, a w przypadku których nie poczuje się do tego zobowiązana, informują między innymi Ogólne Warunki Ubezpieczenia. A przede wszystkim część tego dokumentu dotycząca wyłączeń.
„Na warsztat”, co tu akurat wydaje się być adekwatnym do sytuacji wyrażeniem, weźmy choćby ubezpieczenia autocasco. Obok oczywistych zapisów o tym, że odszkodowanie nie przysługuje kierowcy, który prowadził pojazd pod wpływem alkoholu lub którego auto nie miało ważnych badań technicznych, w niektórych polisach klienci znajdą zapisy, iż nie zostanie przez ubezpieczyciela pokryta szkoda wynikła z długotrwałego postoju samochodu lub… jeśli auta używano jako rekwizytu!
Czasem zdarzy się, że firma ubezpieczeniowa wypłaci jedynie część należnych nam z tytułu autocasco pieniędzy. Stanie się tak, jeśli w momencie powstania szkody łamiemy przepisy ruchu drogowego – nawet o kilkadziesiąt mniej procent otrzymamy, jeśli zostanie nam udowodnione, że przekroczyliśmy dozwoloną prędkość (margines, na jaki możemy sobie pozwolić to 30 km/h), rozmawialiśmy przez telefon, przekroczyliśmy podwójną linię ciągłą lub wyprzedzaliśmy, gdy było to zabronione. Zazwyczaj nie ma się też co zwracać do ubezpieczyciela, jeśli chcemy wyegzekwować odszkodowanie za szkodę, której wartość nie wynosi minimum ok. 400 zł (choć akurat wysokość tego dolnego pułapu regulowana jest indywidualnie przez firmy ubezpieczeniowe).
Co jeszcze tyczy się tematu ubezpieczeń autocasco, a wydaje się być kluczowe i godne wspomnienia, jest fakt, iż ubezpieczyciel nie wypłaci odszkodowania, jeśli np. skradziono nam samochód na Ukrainie. Wśród wyłączeń w polisach ubezpieczeniowych znajdziemy zapisy, iż nie przysługuje odszkodowanie tym, którzy stracili swój pojazd w kraju należącym do byłego Związku Radzieckiego (z wyjątkiem Litwy, Estonii i Łotwy). Należy o tym koniecznie pamiętać wybierając się za wschodnią granicę Polski.
Pilnuj strażaka, pilnuj lekarza!
Ubezpieczenia domów i mieszkań nie są wyjątkiem. Tu też znajdą się zapisy nieraz wręcz graniczące z nonsensem, ale jednocześnie gwarantujące ubezpieczycielowi wymiganie się od wypłaty odszkodowania.
Prosty przykład – pożar. Może się okazać, że korzystając z najpospolitszej, standardowej wersji ubezpieczenia, nie będzie nam przysługiwała całość odszkodowania. Dlaczego? Ponieważ ubezpieczyciel zapłaci jedynie za szkody wyrządzone przez ogień, tymczasem nie uwzględni już uszczerbków wynikłych ze spraw tak nierozerwalnych zdawałoby się związanych z pożarem, jak dym czy... interwencja straży pożarnej. Kiedy zatem przedstawiciel towarzystwa ubezpieczeniowego dojdzie do wniosku, iż dana strata nie powstała bezpośrednio wskutek działania ognia, ale poprzez działanie służb ratowniczych, mogą powstać problemy z dogadaniem się. Choć brzmi to niedorzecznie, lecz zdaje się, że gdy płonie Twój dom, rozsądne wydaje się wyjęcie umowy ubezpieczeniowej, jej analiza i ewentualne dopilnowanie strażaków, aby przypadkiem nie wyrządzili szkód ratując Twoje życie.
Podobnie absurdalne jest mierzenie siły huraganu, który właśnie zrywa dach Twojego domu. Wymarzony do takiej szkody wydaje się jednak być wiatr o sile z przedziału 17,5 – 25 m/s, bo wtedy szkoda powinna zostać uznana. Nie wszystko zależy jednak od warunków atmosferycznych czy widzimisię firmy ubezpieczeniowej. Samemu należy zadbać o odpowiednie zapisy w swojej polisie. Jeśli posiadasz chatkę w lesie w górach, jesteś choćby narażony na szkody wyrządzone przez złamane drzewo, natomiast jeśli mieszkasz na terenie zalewowym, warto zadbać o zapisy szczególnie chroniące Cię przed powodzią.
A gdy znajdę się w szpitalu? - ktoś zapyta – Wtedy chyba już ubezpieczyciel musi wypłacić pieniądze z polisy zdrowotnej? Otóż i tutaj pewne kwiatki da się znaleźć. Jeśli zapadłeś na chorobę, której epidemia została oficjalnie ogłoszona, odniosłeś obrażenia podczas strajku, czy nie daj Boże ataku terrorystycznego lub skażenia biologicznego, lub uszczerbek na Twoim zdrowiu powstał wskutek błędu lekarskiego – te i moc innych okoliczności może, oczywiście w zależności od zapisów w umowie, stanowić realną przeszkodę w otrzymaniu odszkodowania.
UOKiK tropi nieścisłości
Plagą umów ubezpieczeniowych są nieprecyzyjne, niejednoznaczne wyrażenia. Choćby takie, iż ubezpieczona osoba może samodzielnie zmienić zakres świadczeń. To nieprawda – może ona jedynie wyrazić zgodę na propozycje przedstawione jej przez towarzystwo ubezpieczeniowe. Zakwestionowany przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów został też zapis informujący, że (oczywiście pomimo wpłacanych składek) ubezpieczyciel nie ponosi już odpowiedzialności w zakresie ochrony, bo klient skończył określony wiek. To właśnie UOKiK jest jedną z instytucji, do których należy zwrócić się w razie jakichkolwiek wątpliwości i podejrzeń dotyczących niesprawiedliwego czy wieloznacznego zapisu w umowie czy nieuczciwych praktyk ubezpieczyciela. W rejestrze klauzul niedozwolonych, prowadzonym przez Urząd, i zawierającym sformułowania napotkane niegdyś w regulaminach, umowach, przepisach (wydanych przez różnorakie instytucje), a aktualnie już zakazane, znajduje się także sporo tych odnoszących się do usług ubezpieczeniowych.
W razie problemów radą i pomocą służy ponadto Komisja Nadzoru Finansowego, kontrolująca także sferę ubezpieczycieli, oraz Biuro Rzecznika Ubezpieczonych.
Czytanie ze zrozumieniem
Choć brzmi to zgoła banalnie, ale nie ma innej metody ustrzeżenia się przed niemiłą sytuacją, kiedy ubezpieczyciel robi problemy z wypłatą odszkodowania, niż uważne przestudiowanie warunków umowy, wraz z aneksami, dodatkowymi adnotacjami itd. Co więcej, zdarzało się już, iż kluczowe zapisy towarzystwo zawierało w załącznikach wrzuconych gdzieś niedbale do teczki wraz z innymi dokumentami, a klient o istnieniu jeszcze takiego aktu dowiadywał się zaskoczony w najmniej odpowiednim momencie. Przykładów niecodziennych i nieraz krzywdzących zapisów w polisach ubezpieczeniowych można mnożyć niemalże bez końca. W artykule zasygnalizowaliśmy jedynie kilka problemów i wyłączeń. A Ty? Zauważyłeś dziwny zapis w swojej umowie? Chciałbyś podzielić się z innymi swoimi przejściami z ubezpieczycielem? Napisz do Comperii!
Mikołaj Fidziński
Comperia.pl