Problemy finansowe Grecji mają już dzisiaj przełożenie na konsumenta w Polsce. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę z potencjalnych konsekwencji całej sprawy. Dlaczego nietrafione decyzje rządów innych krajów wpływają na zasobność naszych portfeli? A może tak właśnie być powinno?
Unia Europejska stoi obecnie przed podobnym dylematem jak Stany Zjednoczone w 2008 roku, gdy ku upadkowi chylił się bank Lehmann Brothers. Czy warto ratować Grecję i spłacać za nią zaciągnięte długi, czy może pozwolić jej upaść? Jaki wpływ na kurs euro będą miały poszczególne scenariusze? Wreszcie, skąd wziąć dodatkowe środki na spłatę zaciągniętych już zobowiązań, skoro nowych obligacji greckich nikt nie chce już kupować?
Gospodarka, nie tylko na szczeblu krajowym, ale także międzynarodowym jest siecią naczyń połączonych, szczególnie w przypadku krajów stowarzyszonych w jednej organizacji, np. Unii Europejskiej. Należy się zatem spodziewać, że kryzys w Grecji nie pozostanie bez echa. Wręcz przeciwnie, z pewnością przełoży się na zmianę sytuacji w innych krajach UE, w tym także w Polsce. Przynależność do strefy euro zaważy dodatkowo na skali tych zmian.
Kryzys grecki, czyli o co tak naprawdę chodzi
Aktualna sytuacja finansów publicznych w Grecji dotyczy przede wszystkim dwóch parametrów – deficytu i długu państwa. Pierwszy z nich wyniósł w 2009 roku 12,7 procent – najwięcej spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Innymi słowy, Grecy na każde 100 euro wydane w ubiegłym roku musieli pożyczyć aż 12,7 euro, gdyż produkcja ich gospodarki gwarantowała pokrycie jedynie 87,3 proc. całych wydatków budżetowych.
Jednorazowy deficyt budżetowy, nawet na poziomie kilkunastu procent, nie świadczy jednak o kryzysie finansów publicznych. Dopiero dług publiczny, czyli suma wszystkich dotychczasowych niespłaconych deficytów wraz z narastającymi odsetkami, może zaważyć na stabilności finansowej i wypłacalności państwa. W przypadku Grecji całkowite zadłużenie sektora państwowego wyniosło w 2009 aż 113 procent, a w przyszłym roku, według prognoz Komisji Europejskiej, może osiągnąć nawet 135 procent PKB. Innymi słowy zadłużenie kraju przekracza wartość produkcyjną jego gospodarki.
Jedynym wyjściem jest zatem rolowanie długu, a więc przedłużanie jego obsługi. W związku z koniecznością spłaty obligacji emituje się następne, aby uzyskać kolejne fundusze. Podstawowym problemem jest jednak fakt, iż nowych papierów dłużnych nikt nie chce kupować. Przed bankructwem Grecję uratować może zatem jedynie transfer środków od innych krajów strefy euro oraz pomoc z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Skąd jednak wziąć aż 300 miliardów euro?
Kryzys grecki – możliwe scenariusze
Pewnym jest, że pozostałe kraje członkowskie nie pozwolą Grecji upaść. Taki scenariusz odbiłby się zarówno na stabilności wspólnej waluty jak i finansach publicznych państw unijnych– posiadaczy greckich obligacji. Ponadto, bankructwo Grecji wprowadziłoby znaczny niepokój wśród inwestorów w całej strefie euro. Wycofywanie aktywów to także niższa płynność finansowa innych państw. Do Grecji dołączyć mogłyby więc także takie kraje jak Hiszpania, Portugalia czy Irlandia.
Alternatywnym rozwiązaniem jest wykup emitowanych obecnie obligacji przez inne kraje Unii Europejskiej oraz Europejski Bank Centralny, czyli wpompowanie do greckiego systemu potężnych kwot. Czym więcej danego towaru na rynku, tym staje się on tańszy. To samo dotyczy euro. Widać to w kursie, choćby w stosunku do dolara. Kurs EUR/USD spadł od początku roku już o ponad 12 procent.
Kryzys grecki a nasz portfel
Kryzys finansów publicznych w Grecji poprzez rynek walutowy dotknie także Polski. Zmiany odczują przede wszystkim kredytobiorcy zadłużeni w walucie europejskiej.
Światowe osłabienie kursu euro miało również odbicie w notowaniach w stosunku do złotego. Na początku roku wspólna waluta kosztowała przeciętnie 4,10 złotych, następnie do początku kwietnia systematycznie taniała. Dnia 7 kwietnia notowanie osiągnęło minimum – 3,82 złotego, co spowodowało interwencję Narodowego Banku Polskiego. Obecnie kurs powrócił do poziomu z początku stycznia.
Powyższe wahania wpływały na wysokości rat kredytów denominowanych do euro. Za modelowy kredyt w wysokości 200 tys. zł zaciągnięty na okres 30 lat, w styczniu płaciliśmy przeciętnie 850 złotych, w kwietniu natomiast już tylko 780 złotych miesięcznie. Obecnie raty znów pną się w górę. Ostateczny efekt dla posiadaczy eurokredytów będzie jednak negatywny. Ewentualne zachwianie zaufania do krajów strefy euro, czy unii europejskiej uderzy rykoszetem m.in. w Polskę. Dlatego wszyscy zainteresowani walczą o pozytywne zamknięcie sprawy greckiej.
Kryzys grecki ma także znaczny wpływ na rynkowe stopy procentowe. Agencje ratingowe, w tym jedna z największych Standard & Poor’s , już obniżyły ratingi dla Grecji oraz Portugalii i Hiszpanii. W rezultacie za zadłużenie państwa te będą musiały zapłacić więcej. EURIBOR w nadchodzących miesiącach powinien zatem rosnąć. Jeżeli scenariusz ten się sprawdzi, to kredyty w danej walucie będą coraz droższe.
Grecja, euro i co dalej?
Aktualna sytuacja sektora finansowego w Grecji może bardzo wyraźnie przeobrazić całą strefę euro. W celu ratowania europejskiej waluty pomoc finansowa dla rządu w Atenach jest niezbędna.
Niemniej jednak, cała sytuacja daje do myślenia na temat wypełniania kryteriów uwzględnionych w traktacie z Maastricht oraz dalszego rozwoju wspólnej waluty. Zwiększenie kontroli polityki fiskalnej poszczególnych krajów przez Europejski Bank Centralny oraz wyciąganie sankcji w stosunku do państw permanentnie przekraczających dopuszczalny poziom deficytu jest zdecydowanie pożądanym rozwiązaniem. Jedynie takie decyzje są w stanie zapewnić długookresową stabilność euro.
Michał Kwiatkowski
Analityk Comperia.pl