Spośród wielu instytucji finansowych obecnych na polskim rynku, część usilnie stara się zdobywać nowych klientów, wabiąc ich promocjami, których sednem są nowinki technologiczne. Ale czy perspektywa otrzymania tego czy innego (ponoć modnego a niekiedy też przydatnego) gadżetu powinna być impulsem do skorzystania z produktu finansowego? Ci, którym zależy na własnych pieniądzach, muszą się uodpornić na takie kuszenie.
Konkurowanie źródłem konkursów
Konkurencja w sektorze bankowym sprawia, że banki zarówno biorą udział w licznych konkursach (np. na największy lub najlepszy bank w wybranej kategorii), jak i same organizują takowe dla klientów. Ale żaden konkurs nie może się odbyć bez reguł oraz bez nagród.O ile zwyciężanie w konkursach dla instytucji finansowej oznacza prestiż (którego symbolem staje się laur bądź statuetka), o tyle dla jej klientów ważne są wymierne korzyści. A te dosyć często mają postać nagród rzeczowych.
Jednakże pewna grupa banków nieprzerwanie stara się przekonać do nabywania swoich produktów, oferując swoim klientów różnej maści bonusy i prezenty. Z grubsza można ją podzielić na dwie mniejsze podgrupy.
W pierwszej należałoby umieścić banki, które umożliwiają swoim klientom wzięcie udziału w konkursie z nagrodami. W ostatnim czasie aktywne w tym względzie np. Volkswagen Bank Polska lub Toyota Bank Polska. W obu przypadkach w puli nagród musiały znaleźć się samochody tych marek. Tak m.in. reklamuje się auta nowe lub tylko ulepszone wersje starych modeli.
Do drugiej grupy zaliczyć należy te instytucje, które oferują klientom gwarantowany upominek – po spełnieniu określonych warunków oczywiście. Oferowane w ten sposób gadżety na ogół mają stosunkowo niewielką wartość. Niegdyś z takiej oferty słynął zwłaszcza Lukas Bank, obecnie w rolę „dobrego wujka z Zachodu” wciela się Deutsche Bank. Sytuacja w tym względzie przedstawia się następująco:
Z treści warunków uzyskania bonusu wynika jasno, że aby stać się posiadaczem danego gadżetu, należy zobowiązać się do wydawania co miesiąc minimalnej kwoty lub wpłacania takowej na rachunek. Przedmioty o większej „wartości” nominalnej wymagają natomiast zdecydowania się na daną (przeważnie długoterminową) inwestycję, która jednorazowo lub „składkowo” pochłonie całkiem duże sumy.
I chociaż zarządzać nimi będą instytucje finansowe dające „gwarancję ochrony kapitału”, to jednak nie wiadomo, czy wypłacone nam zostaną jakieś odsetki. Tradycyjne lokaty są pod tym względem o wiele bardziej bezpieczne, choć oferują znacznie niższe oprocentowanie.
Okiem psychologa
- Gadżety to przedmioty, których wiele osób by sobie nie kupiło, ale jeśli można dostać je w prezencie – to czemu nie? A nuż się przydadzą? A jeśli nawet z nich nie skorzystamy, to zawsze możemy wręczyć je synowi lub wnuczce – może być to dla nich miły upominek. Taki sposób myślenia o gadżetach dominuje - mówi Karolina Półrola, zgłębiająca od pewnego czasu tajniki psychologii finansów osobistych. - Instytucje finansowe podsuwają rzeczy o stosunkowo niskiej przydatności lub takie, które ze względu na agresywną reklamę w danym czasie zdają się być modne – dodaje rozmówczyni.
Największą zaletą takich produktów jest to, że można mieć frajdę z ich używania np. słuchając ulubionej muzyki przez głośniki czy odbywając wycieczkę skuterem. Ale zarazem wpędzają one ludzi w koszty – same głośniki bez urządzenia odtwarzające są kompletnie nieprzydatne, a skuter (jeśli nam się „poszczęści” i takowy akurat wygramy) nie jeździ na wodę. Psycholożka zapytana o powody, dla których banki decydują się na tego rodzaju akcje stwierdza: - To jedno z wcieleń funkcjonującej w społecznościach od tysiącleci reguły wzajemności. Klient ma wrażenie, że bank od niego dba, że daje mu coś ekstra.
Słysząc takie słowa, w umyśle eksperta z dziedziny finansów osobistych, pojawia się pytanie: Czy plecak, skuter czy płaski telewizor (nie mówiąc już o konsoli do gier) są nam naprawdę potrzebne do szczęścia? Jeżeli nie, to nie warto sobie nimi głowy zawracać, a nawołujący do sięgnięcia po nie przekaz reklamowym należy zignorować. Jeśli natomiast tak, to lepiej wyasygnować odpowiednią kwotę na zakup takowego przedmiotu z puli środków, jakie mamy do dyspozycji, a nie ulegać chwilowym zachciankom.
Tym bardziej, że za nimi kryje się manipulacja ze strony działów marketingu korporacji, które żyją z opracowywania i realizowania kolejne kampanii promocyjnych. Ponadto większą satysfakcję zapewne sprawi nam konkretny, wybrany przez nas model urządzenia nawigacji lub laptop o określonych parametrach.
Nic za darmo
Dbałość o własne finanse oznacza, że musimy być świadomi takich działań manipulacyjnych i dokładnie sprawdzać kryteria, których spełnienia domagają się od nas instytucje finansowe. A po ich zweryfikowaniu, należy porównać ewentualne korzyści z kosztami i dokonać racjonalnej decyzji w oparciu o „twarde” dane.
Parafrazując znane ekonomistom powiedzenie można by rzec, że w życiu nie ma darmowych prezentów – za nie również (podobnie jak za obiady) ktoś musi zapłacić. Nie warto łudzić się, że ten czy inny bank okaże się da nam coś za friko. Przecież Święty Mikołaj, w buty którego usiłują wchodzić instytucje finansowe, nie istnieje.
Paweł Puchalski
Comperia.pl