Zewsząd ostrzegani jesteśmy przed tzw. „parabankami”. Po co te wszystkie przestrogi, ta nagonka na nie? Czym różnią się banki od parabanki? W czym przejawia się wyższość tych pierwszych? Comperia.pl klaruje.
W pierwszej części artykułu (TUTAJ) pisaliśmy między innymi o różnicach w bezpieczeństwie oszczędności złożonych w banku i „parabanku”. Dziś za to tekst przede wszystkim o pożyczkach.
Czasem wybór jest znikomy
Na rynku działa sporo instytucji parabankowych. Na przekór obrazowi przedstawianemu nam nieraz, celem większości z nich wcale nie jest oszukiwanie ludzi. Ba, w pewnym sensie „parabanki” wypełniają pewną niszę, którą banki im pozostawiają.
Chodzi np. o mniejsze miasta czy miasteczka, w których nie ma żadnego banku, lub dosłownie jeden czy dwa (często np. spółdzielczy). Takie miejsca to szczególny podatny grunt dla wszelkich firm pożyczkowych czy proponujących złożenie depozytów.
Chodzi też o klientów, których wnioski o produkty kredytowe w bankach są odrzucane z powodu niechlubnej historii kredytowej bądź kiepskiej zdolności kredytowej. Albo o osoby zainteresowane bardzo niewielkimi pożyczkami, np. na 200-300 zł, na miesiąc czy dwa. Wszak w bankach minimalna kwota pożyczki to zwykle 500-1000 zł czy nawet więcej. W dodatku tzw. „parabankach” proces weryfikacji wiarygodności kredytowej klienta jest zdecydowanie mniej rozbudowany.
Niemniej należy mieć świadomość, że korzystanie z usług takich podmiotów wiąże się z dużo poważniejszymi zagrożeniami aniżeli zaufanie bankowi.
Jak to jest z pożyczkami?
Banki są instytucjami poddanymi wnikliwej kontroli m.in. ze strony Komisji Nadzoru Finansowego. Obowiązują je bardzo ścisłe reguły, których muszą przestrzegać. Dotyczą one m.in. maksymalnego oprocentowania kredytów (czterokrotność stopy lombardowej NBP), maksymalnej wysokości kredytu w zależności m.in. od zarobków kredytobiorcy, czy konieczności informowania klienta na piśmie o wszystkich zasadach kredytu. Oczywiście starają się czasem obchodzić pewne zasady (są wszak instytucjami nastawionymi na generowanie zysku), niemniej działają w pewnych określonych ramach, i są narażone na konsekwencje w przypadku ich łamania.
Brak ich w przypadku firm pożyczkowych. Takie instytucje nie są przez żaden organ zewnętrzny nadzorowane i monitorowane. Rzeczywiste oprocentowanie udzielanych przez nie pożyczek sięga kilkuset, a nieraz i tysięcy czy dziesiątek tysięcy procent. Zwykle większość tej kwoty to wcale nie odsetki, ale rozmaite koszty dodatkowe, np. obsługa domowa, opłaty operacyjne, składki ubezpieczeniowe itp.
Z racji wspomnianej wcześniej „otwartości”, tj. nieszacowania faktycznej zdolności pożyczkobiorcy do regulowania zobowiązania, tzw. szybkie pożyczki prowadzą nieraz do popadnięcia klienta w spiralę zadłużeniową. Kluczem jest zatem odpowiedzialność. W banku to jego pracownicy wyliczają, czy dać klientowi kredyt czy powiedzieć „możesz sobie z nim nie poradzić, więc ci go nie udzielimy”. W firmie pożyczkowej pieniądze są na wyciągnięcie ręki, to petent musi zdecydować, czy po nie sięgnąć.
Autor: Mikołaj Fidziński
Comperia.pl