Jak informuje RMF FM, wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki zasugerował Kancelarii Prezydenta uzależnienie w szykowanej "ustawie frankowej" możliwości preferencyjnego przewalutowania kredytu we frankach od wysokości dochodu kredytobiorcy. To o tyle zadziwiające stanowisko, że mowa wszak o ustawie "„o sposobach przywrócenia równości stron niektórych umów kredytu”. Wydawało się, że główną motywacją powstania tej ustawy nie było to, że frankowicze nie mają pieniędzy i trzeba im dołożyć do raty, ale że banki pogrywały nie fair i nierówne umowy kredytowe należy naprawić.
Z tego punktu widzenia dziwne byłoby tworzenie podziałów na kredytobiorców którym należy uregulować „rozregulowane” umowy kredytowe, i takich, którym nie powinno być to dane. Jeśli ustawodawca (czy sąd) uzna, że klient padł ofiarą niedozwolonych praktyk czy zaniechania ze strony banku, to logicznym wydawałoby się, aby tenże kredytobiorca miał takie same możliwości dochodzenia swoich praw jak każdy inny. Determinanta w postaci wysokości dochodów byłaby tu w mojej opinii tak samo nie na miejscu jak wyznanie czy kolor oczu.