Być może słyszeliście - Marek Kondrat, od wielu lat związany kontraktem reklamowym z ING Bankiem Śląskim, pojawił się na manifestacji Komitetu Obrony Demokracji. To rozsierdziło niektórych klientów, którzy uznali, że ING Bank Śląski miesza się w politykę. Choć bank jednoznacznie odcina się od działań Kondrata i zapewnia o swojej niezależności politycznej, w Internecie pojawiły się zapowiedzi bojkotu ING i zamykania kont w nim.
Parę miesięcy temu napisałem artykuł "3 powody dla których warto zmienić konto". Wymieniałem w nim, jako przyczynki do zamykania i przenoszenia rachunków - wysokie opłaty, nienadążanie za rytmem zmian rynku, czy większe bonusy u konkurencji. Nie ukrywam, że moja wyobraźnia nie podsunęła mi wówczas czwartego argumentu pt. "pan z reklamy mojego banku robi rzeczy z którymi się nie zgadzam".
Zaistniała sytuacja jest dla mnie i dla banków bardzo interesującą lekcją o decyzjach konsumenckich. Czasem nie liczy się niska opłata za konto, kartę, bankomaty, nie liczy się fajna bankowość mobilna czy internetowa, bonusy, premie, moneybacki, lokaty, BLIK-i i inne triki. Liczy się to, co pan z reklamy robi w wolnym czasie. Komu wierzy, a komu nie ufa. Wybory konsumentów chodzą swoimi ścieżkami, czasem niepojętymi, i trudnym zadaniem działów marketingowych czy PR-owych jest ich identyfikacja.
Przypominam, że już za miesiąc posiadacze Konta Direct stracą zawsze darmowe wszystkie bankomaty w Polsce. Nie przypominam sobie, aby podwyżka opłat spowodowała lawiny zapowiedzi o zerwaniu z ING. Gniew na głowy banku sprowadziło zaangażowanie polityczno-społeczne pana z reklamy. To pokazuje, jak interesującym case study jest sytuacja z KOD-em, Kondratem i ING. Że opłaty i możliwości swoją drogą, ale klient chce utożsamiać się z bankiem, wyciągając w sklepie z portfela pomarańczową kartę z napisem "ING" czuje się ambasadorem marki. Staje w jednym szeregu z Kondratem, tylko że nie za pieniądze. Jeśli się z Kondratem nie identyfikuje - to wychodzi jak wychodzi ;)