W Polsce nie ma jeszcze odpowiednio wysokiej ogólnej kultury ekonomicznej. 30 procent gospodarstw domowych nie posiada rachunku bankowego. Częstotliwość korzystania z produktów bankowych jest nawet kilkanaście razy mniejsza niż w innych krajach. Mamy do czynienia z pewnym zacofaniem cywilizacyjnym. Co z tego, że banki zaoferują tanie usługi elektroniczne, jeżeli 11 milionów osób ma dostęp do rachunków przez Internet, a korzysta z nich niewiele ponad 5,5 mln – mówi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich.
Rozmowa z Krzysztofem Pietraszkiewiczem, prezesem Związku Banków Polskich.
Czy zintegrowany nadzór finansowy się sprawdza?
Tak. Dla stabilności całego rynku finansowego budowanie zintegrowanego nadzoru jest kierunkiem słusznym. Pozwala on na ogarnięcie różnego rodzaju potencjalnych zagrożeń, stosowanie kompleksowego systemu monitorowania sytuacji na rynku, ale również na lepszą kontrolę różnego rodzaju organizacji, które często skonstruowane są w bardzo rozbudowany sposób. W odpowiednim momencie umożliwia zastosować odpowiednie środki zaradcze czy dyscyplinujące.
Poza zintegrowanym nadzorem funkcjonuje jeszcze wiele instytucji…
Ten postulat rzeczywiście nie został spełniony. Szereg organizacji istotnych dla stabilności rynku finansowego w Polsce nie jest objętych nadzorem finansowym. Mam tu na myśli firmy leasingowe, SKOK-i, firmy pośrednictwa finansowego, doradców finansowych, agencje rozliczeniowe. Ale to nie jedyny brakujący element w pełni dobrze działającego zintegrowanego nadzoru. Ważne jest wypracowanie dobrych, rzetelnych relacji pomiędzy uczestnikami sieci bezpieczeństwa finansowego, a więc rządem, zwłaszcza Ministerstwem Finansów, Narodowym Bankiem Polskim, nadzorem finansowym czy funduszami gwarancyjnymi, które w sytuacji wystąpienia zagrożeń odgrywają szczególną rolę. W tej kwestii potrzebne są lepsze rozwiązania.
Kiedy pod wspólny nadzór trafią wszystkie instytucje, ważne z punktu widzenia stabilności systemu finansowego?
Przedstawiciele tych instytucji zdają sobie sprawę, że prędzej czy później to się stanie. Co więcej, czasem sami o to zabiegają. To tylko kwestia czasu. Za absurdalne uważam natomiast przeniesienie całych kosztów nadzoru na nadzorowane podmioty. Obciążenia polskiego sektora bankowego w przeliczeniu na 1 mln aktywów są od kilku do kilkunastu razy wyższe niż w innych zamożnych krajach. To jest rzecz niebywała i bardzo obciążająca klientów polskich banków. Sektor finansowy jest dobrem publicznym i w kosztach takiego nadzoru powinno partycypować, przynajmniej w jakieś części, Państwo.
Czy system bankowy jest stabilny?
Po 20 latach jego funkcjonowania dokonała się istotna zmiana. Ten dział gospodarki należy do najbardziej rozwiniętych, najbardziej ustabilizowanych i zaawansowanych technicznie. Trudno dzisiaj znaleźć produkty, które byłby oczekiwane przez klientów, a nie są oferowane przez banki. Fundusze własne polskiego sektora bankowego wzrosły do 61 mld zł i banki są w stanie prawie w pełni zaspokajać potrzeby kredytowe klientów indywidualnych i przedsiębiorstw. Akcja kredytowa jest na tyle wysoka, że banki muszą szukać oszczędności nie tylko na polskim rynku, ale również za granicą. Do tego potrzebne są zaufanie, wiarygodność i stabilność. Te kryteria spełniamy.
Czy mimo wszystko dostrzega pan jakieś zagrożenia?
Tak, ale w innym wymiarze. W Polsce nie ma jeszcze odpowiednio wysokiej ogólnej kultury ekonomicznej. 30 proc. gospodarstw domowych nie posiada rachunku bankowego, konta osobistego nie ma blisko 35 proc. obywateli powyżej 15 roku życia. Częstotliwość korzystania z produktów bankowych jest od kilku do kilkunastu razy mniejsza niż w innych krajach. Mamy do czynienia z pewnym zacofaniem cywilizacyjnym. Co z tego, że banki zaoferują tanie usługi elektroniczne, jeżeli 11 mln osób ma dostęp do rachunków przez Internet, a korzysta z nich niewiele ponad 5,5 mln. Dopiero nowa generacja, zaznajomiona z nowymi technologiami, zwiększy wskaźnik korzystania z usług bankowych.
A problem pogarszającej się płynności? Bankom zaczyna brakować pieniędzy na udzielanie kredytów. Dlatego zmuszone są przyciągać klientów wysokooprocentowanymi depozytami?
W ostatnich latach polskie banki charakteryzowała nadpłynność. Jesteśmy w sytuacji, której się spodziewaliśmy - bieżąca nadpłynność jest redukowana. Banki muszą zabiegać o depozyty, żeby zdobyć finansowanie. Część portfela kredytowego banki mogą sprzedawać na rynkach zagranicznych, będą szukać też finansowania na rynkach zewnętrznych, np. w drodze emisji obligacji. To normalna sytuacja. Warto też podkreślić, że w sytuacji mniejszej płynności znacznie lepiej i szybciej działają instrumenty polityki monetarnej jakimi dysponuje Rada Polityki Pieniężnej. Ale budowa skłonności do oszczędzania to zadanie dla nas wszystkich.
Czy produkty i usługi oferowane przez banki są drogie?
W Polsce przeciętne dochody to zaledwie niewiele ponad 50 proc. dochodów obywateli starej Unii Europejskiej. Jeżeli porównujemy się do tych krajów, to wiele usług jest dla nas drogich. Mam tu na myśli np. koszty energii, paliwa, Internet czy usługi telekomunikacyjne. Z tej perspektywy usługi bankowe też są drogie. W liczbach bezwzględnych są jednak zdecydowanie tańsze niż usługi bankowe w innych krajach. Biorąc pod uwagę fakt, że częstotliwość korzystania z usług banków jest niższa, polskie banki dokonują wielkiego wysiłki, żeby własnych kosztów nie przerzucać na klientów. Relacja kosztów do przychodów w polskim sektorze bankowym należy do najniższych w Europie.
Banki nie zawsze są transparentne. Często trudno znaleźć ważne informacje o ofercie, np. regulaminy czy OWU. O wielu nieprawidłowościach, stosowaniu niekorzystnych zapisach w umowach, świadczy choćby opublikowany niedawno raport Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Zdarzają się pojedyncze przypadki, w których klienci mogą mieć problem z dotarciem do informacji, ale to są przypadki. Mimo rosnącej liczby transakcji, odnotowujemy spadającą liczbę skarg ze strony klientów. Od wejścia Polski do Unii skala zaniedbań znacznie się zmniejszyła i będzie się zmniejszać jeszcze szybciej. Banki i klienci nabierają większej wprawy, a prawo staje się bardziej stabilne.
Skąd taki optymizm?
Wymusi to przede wszystkim konkurencja. Klienci mają wybór pomiędzy kilkudziesięcioma bankami komercyjnymi i kilkuset spółdzielczymi. Mogą wybrać odpowiedni bank, który sprosta im pod względem usług i informacji.
Trwają prace nad kodeksem dobrych praktyk w reklamach bankowych. Czy przekaz reklamowy powinien się zmienić?
W opracowanych przez ZBP zasadach dobrych praktyk bankowych jeden rozdział poświęcony jest reklamie. Nowe czasy, nowe okoliczności powodują, że musimy się przyzwyczaić do bardziej wyrafinowanych, a często nowych form reklamy. Ważne jest, by reklama nie dezinformowała, żeby nie wprowadzała klientów celowo w błąd, żeby nie była wymierzona przeciwko innym uczestnikom rynku i żeby nie była bulwersująca.
Oglądając reklamy produktów bankowych dostrzega pan dużo przykładów łamania dobrych praktyk?
Od czasu do czasu reklama budzi moje wątpliwości. Ale nie jest to kwestia złamania prawa czy dobrych praktyk, ale raczej dobrego smaku czy kultury na możliwie wysokim poziomie. Pamiętajmy, że klientami banków są różni obywatele. Banki kierując oferty do różnych grup klientów muszą posługiwać się językiem adekwatnym do sposobu percepcji tych klientów.
Niedawno Fortis Bank i Dominet wycofały się z udzielania kredytów w walutach obcych. Z kolei ING Bank włączył je do swojej oferty. Część banków mówi o niebezpieczeństwie związanym z kredytami walutowymi, inne nie widzą w tym aż tak dużego zagrożenia. Klienci mogą mieć poważny dylemat.
Wielkim dorobkiem banków i nadzoru jest wpisanie do procedur bankowych nowych wymogów w tym informowania wszystkich klientów o ryzykach związanych z zaciąganiem kredytów w walutach obcych. Klienci, którzy decydują się na takie kredyty, muszą posiadać zdolność do zaciągania kredytu w złotych, gdyby w trakcie spłaty chcieli przewalutować kredyt na rodzimą walutę. Ważne jest też to, żeby bezpiecznie i odpowiedzialnie zachowywały się banki udzielające takich kredytów. Mogę odpowiedzialnie stwierdzić: coraz lepsze praktyki, mamy regulacje, choćby Rekomendację S, dzięki którym ten biznes prowadzony jest w sposób bezpieczny.
Rozmawiał Maciej Bednarek