Alior Bank wkracza w drugą fazę rozwoju. Kolejnych klientów chce pozyskiwać z otoczenia osób, które już korzystają z jego usług. Jak zamierza to zrobić? Wyjaśnia w rozmowie z Comperią Wojciech Sobieraj, prezes Alior Banku. Jego zdaniem już pod koniec roku rynek kredytów hipotecznych zacznie się odradzać. Marże na poziomie poniżej 1 pkt. proc. przeszły jednak do historii.
Zapytam wprost: kiedy kryzys się skończy?
Pierwsze oznaki wychodzenia z kryzysu zobaczymy w czwartym kwartale 2009 lub w pierwszych miesiącach 2010 roku. Trudno powiedzieć, ile potrwa wychodzenie z kryzysu. Generalnie jestem optymistą.
Duża rola banków, by wyprowadzić gospodarkę na prostą. To banki, borykające się ze swoimi problemami, ograniczyły akcję kredytową, w pierwszym kwartale prawie o połowę. A bez inwestycji i konsumpcji gospodarka zwalnia.
Demonizujemy rolę banków. Problem ma cała gospodarka, a więc nie tylko sektor finansowy, który oczywiście jest jej ważną, ale tylko częścią. Jeżeli mówimy o spadku akcji kredytowej, śmiem twierdzić, że jej głównym powodem jest ograniczenie popytu ze strony przedsiębiorstw i konsumentów. Spada po prostu ochota do zaciągania kredytów. To jest naturalne, niezależne od banków i bardzo zdrowe.
Konsumenci, którzy chcieliby zaciągać kredyty dzielą się na dwie grupy: na tych, którym bank może udzielić kredytu i na tych, którym bank musi odmówić. Demonizowanie roli banków polega na założeniu, że bank nie chce udzielać kredytów i kropka. Proponuję spojrzeć na to w szerszym kontekście. Jeżeli byłbym np. producentem części samochodowych, najpierw martwiłbym się o to, czy znajdę nabywców, czy jest to dobry moment na inwestycję, a potem tym, czy znajdę finansowanie. Taki powinien być proces myślenia. Banki, poprzez nadmierną akcję kredytową mogą kreować wzrost ekonomiczny. Ale jak widać nie najlepiej się to kończy. Czas braku zaufania pomiędzy bankami powoli się kończy. Wydłużają się okresy inwestowania na rynku międzybankowym, zmniejszają się spready, rozluźniają się linie kredytowe. To bardzo pozytywne sygnały.
Alior Bank rozpoczął działalność w momencie, kiedy zaczął się kryzys. Czy ta sytuacja wymusiła konieczność zmiany strategii?
Strategii nie zmieniliśmy. Plany taktyczne zdecydowanie tak. Biorąc pod uwagę płynność i kapitały Alior Banku my żadnego problemu nie mamy. W związku z tym jest to dla nas dobry czas. Stosunek depozytów do kredytów jest właściwy, kapitalizacja jest najlepsza w Europie. Zmieniło się natomiast to, co od banków jest niezależne, a więc popyt na kredyty hipoteczne i ocena ryzykowności tego segmentu. I to właśnie spowodowało korektę naszych działań taktycznych. Wierzymy, że ten rynek się odrodzi. Nasi doradcy hipoteczni musieli się przekwalifikować, ale jesteśmy przekonani, że wrócą do swoich korzeni.
To czym się zajmują doradcy hipoteczni?
Przekwalifikują się np. na doradców klientów zamożnych, indywidualnych czy biznesowych, wierząc, że rynek prędzej czy później się odrodzi. W naszych podstawowych planach zakładaliśmy jednak, że trzecia część przychodów z działalności kredytowej miała pochodzić z kredytów hipotecznych. To musieliśmy zmienić.
Uzasadnia Pan ograniczenie akcji kredytowej spadkiem popytu. Oferta kredytów hipotecznych stała się jednak zaporowa. Choćby wymóg posiadania wkładu własnego.
W ekonomii cena jest pochodną popytu i podaży. Podaż musi brać pod uwagę koszty. Koszty ryzyka i płynności zdecydowanie wzrosły, koszty swap’a wzrosły astronomicznie. To wszystko tworzy koszt wytworzenia produktu. Dlatego popyt istnieje, ale cena jest zbyt restrykcyjna. Dodatkowo dochodzi element psychologii klientów, którzy patrzą jak było w przeszłości i oczekują, że kredyty stanieją.
A stanieją?
Nigdy już nie będzie tak, że kredyty hipoteczne będą oferowane z marżą poniżej 1 pkt. proc.
Banki popełniły jakieś błędy? Za bardzo ryzykowały?
Wszystko było właściwe we właściwym czasie. Koszty swap’a, ryzyka, operacyjne, marketingu składały się na taką, a nie inną cenę. Półprodukty kredytu były po prostu tańsze. Teraz wzrosły. W pewnym sensie błędem mogła być wojna cenowa. Banki przyciągały klientów tańszym produktem, licząc na długotrwałą relację. Rynek hipoteczny się ożywi - choć nie będzie ofert po 1 czy 0,5 proc. marży. W Polsce istnieje fundamentalny popyt, cały czas mamy o około 3 mln mieszkań za mało.
Potencjalni nabywcy wstrzymują się, bo liczą, że wrócą dobre czasy?
Po części tak. Myślą: poczekajmy na to, co zrobią deweloperzy, może ceny mieszkań jeszcze spadną, może znowu wrócą kredyty ze 100-proc. LTV, może złotówka się umocni, może rząd wprowadzi jakieś dodatkowe ulgi czy dopłaty. Dzisiaj ktoś, kto nie musi kupować, nie musi się zadłużać, nie robi tego. Ożywienia, tak jak wspominałem, spodziewam się na przełomie 2009 i 2010 roku.
Z kredytów hipotecznych Alior Bank nie osiągnie więc planowanej trzeciej części przychodów z tytułu kredytów. Na czym więc zarobi?
Około 10-15 proc. przychodów kredytowych pochodzić będzie z kredytów hipotecznych, powyżej 50 proc. z obsługi klientów biznesowych, pozostała część dochodów z kart kredytowych, kredytów gotówkowych i limitów w rachunku.
Bank włączył się do programu „Rodzina na swoim”, który po korekcie przepisów, a więc podwyższeniu limitów cenowych nieruchomości, zaczął zbierać plusy. Co jednak ostatnio uległo zmianie w świetle oskarżeń mediów, że banki wykorzystują program dla osiągania zysków. Proponowane rosnące marże sprawiają, że kredyt z dopłatą może okazać się - w całym okresie kredytowania - droższy od niejednego kredytu udzielonego na zasadach komercyjnych. Jakie będą losy tego programu?
Program Rodzina na swoim jest bardzo potrzebnym elementem ożywienia rynku mieszkaniowego. Ale tylko elementem. Przecież nikt nie sądzi, że to rząd się zadłuża. On jedynie bardzo słusznie wspiera kredytobiorców. Stąd mogą pojawić się różnice, o których pan wspomina. Sądzę, że liczba i wielkość kredytów udzielanych w ramach tego programu będzie wyższa niż zakładana. Wszystkie zainteresowane strony powinny też popracować nad uproszczeniem procedur, co pozwoliłoby ograniczyć koszty.
Czy dla nowego bankowego gracza są jakieś plusy działania w kryzysie?
Oczywiście. Do głowy by mi nie przyszło, że Alior Bank będzie rozmawiał z klientami biznesowymi na taką skalę. Nie wierzyłem, że tak szybko będziemy mieć 115 tys. klientów, w tym 12 tys. klientów biznesowych. Inne banki odmawiają udzielenia kredytów firmom ze względu na sytuację przedsiębiorcy, albo ze względu na własną politykę. Alior Bank, mając dobrą płynność i kapitalizację, może na tym korzystać i korzysta.
A minusy?
Są rzeczy, które działają negatywnie na cały sektor. Zostawiając na boku kredyty hipoteczne, dotkliwy dla sektora jest spadek popytu na kredyty konsumpcyjne. Jest zdecydowanie niższy niż wcześniej. Profil ryzyka klientów, w myśl zasady nie musisz, nie zadłużaj się, spada.
Niedawno, w kontekście problemów banków, pojawiły się plotki, że bank będzie potrzebował nowego inwestora.
Nie mogę komentować plotek, a zwłaszcza tych nieprawdziwych.
Kiedy w takim razie Alior Bank planuje osiągnąć rentowność? Czy kryzys wpłynął na zmianę prognoz?
Tu nic się nie zmieniło. Zakładamy, że Alior Bank osiągnie rentowność w 2011 lub 2012 roku.
Bankowi bez wątpienia pomógł fakt, że jest nowym graczem. Nie mógł być posądzony o posiadanie toksycznych aktywów. Alior Bank zaproponował darmowe konto, darmowe wypłaty z bankomatów, konkurs zachęcający do polecania banku innym osobom, otworzył biuro maklerskie. Liczba klientów przekroczyła 115 tys. Działania dobre na początek. Jaki macie pomysły, żeby zatrzymać klientów i pozyskiwać kolejnych?
Pierwsza sprawa to zaistnieć w świadomości i mam nadzieję, że to się udało. Alior Bank jest przygotowany na drugą fazę wzrostu, która jest najbardziej krytyczna dla każdej instytucji. Teraz chcemy pozyskiwać klientów z otoczenia osób, które stały się naszymi klientami w pierwszej fazie rozwoju banku, czyli polegać na rekomendacji. Następnym mocnym uderzeniem ma być jakość. Klient, który wchodzi na naszą stronę internetową, do oddziału, rozmawia z naszym bankierem, doceni wysoki poziom kompetencji, wysoką jakość obsługi, szybkość podejmowania decyzji. Chcemy, żeby powiedział: To jest dobry bank. Właśnie jakość będzie stanowiła o drugiej fazie rozwoju Alior Banku. Sukces każdego biznesu, nie tylko banku, zależy od dobrej rekomendacji.
Bank wszedł na rynek w okresie wojny o depozyty. Alior Bank musiał też włączyć się do tej walki.
Czas, kiedy banki zaczną zarabiać na depozytach, jest jeszcze przed nami. Dzisiaj mamy do czynienia z okresem konkurencji, kiedy banki nie dopłacają do depozytów, ale nie mają z tego ani grosza. Zaczną zarabiać, ale to jest kwestia roku, półtora. Dla klientów jest to doby moment do oszczędzania w bankach. Chyba że odbije się giełda. Wówczas część klientów przeniesie się na rynek kapitałowy.
Darmowe konto, bezpłatne bankomaty w Alior Banku. Konkurencja podnosi opłaty za podstawowe operacje. Czy Alior Bank też zmieni politykę cenową?
Nie. Od początku komunikujemy: chcemy mieć 2 proc. udziałów w rynku i najbardziej wyedukowanych klientów. Działania cenowe konkurencji rozumiem, ale Alior Bank nie będzie wprowadzał opłat za usługi, za które naszym zdaniem nie powinny być pobierane. Kiedy klient daje bankom płynność, pozwala funkcjonować na rynku kredytów, nie wypada brać od niego dodatkowych pieniędzy. W przyszłości opłaty mogą być pobierane, ale tylko za usługi dodane, które dzisiaj dedykowane są prawie wyłącznie klientom z segmentu private banking.
Czy kryzys zmienił plany organicznego rozwoju banku?
Ani o jotę. Na koniec roku Alior Bank będzie miał 155 placówek, na koniec przyszłego 200. Uruchamiamy program agencyjny. Zatrudnienie? Na koniec przyszłego roku będzie już 3,5 tys. Aliorowców. Wszystko zgodnie z planem.
Rozmawiał Maciej Bednarek