W mijających tygodniach rozgrzewały nas nie tylko fale gorącego powietrza znad Afryki, ale również informacje napływające z dzienników orzecznictwa europejskiego. Sąd w Chorwacji – na razie w pierwszej instancji – orzekł, że kredyt zaciągnięty w Szwajcarskich Frankach należy przewalutować na lokalną Kunę po kursie obowiązującym z dnia podpisania umowy kredytowej. Wiosną tego roku sąd w Hiszpanii popełnił równie precedensowy wyrok.
Kredyty walutowe w latach 2002 – 2008 były arcypopularne w Europie Środkowej. Dzięki zaciągnięciu kredytu w Euro, Franku, czy Jenie, miesięczna rata potrafiła być nawet o jedną trzecią niższa, niż w lokalnych walutach. Bankowcy udzielali ogromnej ilości kredytów, a klienci byli uradowani, że mogą nabyć własne M płacąc nieco mniej.
W Polsce w samych jedynie frankach kredyty wzięło 700 tys. rodzin. Frankowe długi wynoszą około 200 mld złotych, a 250 tysięcy rodzin ma kredyty większe, niż wartość ich nieruchomości (wzięli kredyt przy dwuzłotowym kursie franka i teraz muszą spłacać ratę o połowę wyższą). Czy to znaczy, że w Polsce możemy się spodziewać podobnych jak w Chorwacji i Hiszpanii? Zdaniem prawników niekoniecznie.
W warunkach reżimu prawnego obowiązującego w Polsce trudno bowiem byłoby wykazać, że kredyt walutowy, to „produkt wysoko złożony, o charakterze spekulacyjnym, niedostosowany do profilu ryzyka osoby, która ten kredyt zaciągnęła”. Tak właśnie orzekł w pierwszej instancji sąd w Barcelonie i nakazał jednocześnie rozwiązanie umowy kredytowej, co oznacza de facto umorzenie wszystkich odsetek i odwrócenie różnic kursowych. Klient ma oddać wyłącznie pierwotną kwotę kredytu.
Trudno sobie również wyobrazić, że polski sąd powszechny orzeka o „nieuczynieniu przez banki zadość obowiązkom informacyjnym wobec swoich klientów, w zakresie ryzyka związanego z kredytami indeksowanymi we Frankach Szwajcarskich”, jak zrobił to sąd w Zagrzebiu. Dodatkowo sąd chorwacki postanowił, że banki powinny w ciągu 60 dni przedstawić swoim klientom aneksy do ich umów, zaś w ramach tych aneksów - przeliczyć kredyty na kuny w oparciu o kurs z dnia podpisania umowy, a także ustalić stałe oprocentowanie tych "nowych" kredytów.
Chociaż teoretycznie także u nas możliwe jest wytoczenie bankom pozwów zbiorowych i klienci frankowi nawołują do wspólnego działania, to prawnicy pozostają w tej kwestii raczej sceptyczni. Jednym z niewielu rozwiązań, o jakich mówi się w środowisku prawniczym, może być zastosowanie tzw. małej klauzuli rebus sic stantibus, czyli sądowej waloryzacji świadczeń pieniężnych. Podstawę dla niej znaleźć można w przepisie art. 3581 §3, który mówi: „W razie istotnej zmiany siły nabywczej pieniądza po powstaniu zobowiązania, sąd może po rozważeniu interesów stron, zgodnie z zasadami współżycia społecznego, zmienić wysokość lub sposób spełnienia świadczenia pieniężnego, chociażby były ustalone w orzeczeniu lub umowie.”
Problem jednak w tym, że polskie sądy powszechne już nieraz stawały na stanowisku, że wahania kursów walut są „typowym i nieodzownym zjawiskiem gospodarki wolnorynkowej”, stąd niezwykle trudno będzie wykazać, że siła nabywcza polskiego złotego zmieniła się w sposób istotny.
Przecież tak naprawdę zmianie uległa wartość jednej waluty względem drugiej, powodowana zawirowaniami gospodarki światowej i odpływem kapitału w stronę bezpiecznej szwajcarskiej przystani, zwanej frankiem.
Autor: Jakub Tomaszewski
Comperia.pl