Finansolog napisał
krystin napisał
Aczkolwiek zarówno w szkole średniej, jak i w gimnazjum, jak ktoś nie opłacił na czas ubezpieczenia, to straszyli, że nie wydadzą świadectwa na koniec roku. To legalne?
Nie. Po prostu hajs się musi zgadzać. Szkoła deklaruje ile takich NNW dostarczą ubezpieczycielowi i dzięki temu dostaje preferencyjne ceny i warunki, czasami i inne bonusy za wybranie tego, a nie innego ubezpieczyciela.
Szanowni Państwo,
Proszę problemu ubezpieczenia dzieci poprzez placówki oświatowo-wychowawcze nie sprowadzać tylko do kilku haseł; „W szkole 50% składki jest na ściepkę dla szkoły ???”, „nauczyciele nie są od sprzedawania ubezpieczeń”, „zmuszanie rodziców”, etc. Widać że wokół tego ubezpieczenia narosło wiele mitów. Nie podejmuję się tego wszystkiego wyjaśniać, bo to problem wielopłaszczyznowy i w niektórych aspektach może się nawet komuś wydawać kontrowersyjny. Połowę szpalty gazetowej należałoby zużyć, aby tylko zasygnalizować z grubsza te problemy. Zacząć należałoby od opisu kondycji finansowej oświaty i wszystkiego co z tym się wiąże. Proszę mi wierzyć, kilkanaście lat ubezpieczam szkoły i większość dyrektorów których poznałem wolałoby się nie mieszać w to. „Ściepka” – to określenie które „coś” sugeruje. Co? Może konkretniej? Może jakieś przykłady?
Owszem ZU pozostawiają jakieś pieniądze w szkole, to nie jest tajemnicą, tak samo jak to, od czego wielkość tej kwoty zależy. Szkoły i ZU jako podmioty podlegają takiej samej kontroli, nie tylko skarbowej, jak inne podmioty gospodarcze. Wielu dyrektorów uzgadnia z Radami Rodziców przeznaczenie tych pieniędzy lub wręcz przekazuje do dyspozycji RR. To że pewne sprawy od strony procedur, zapisów prawnych, etc. nie zostały do końca przejrzane i dopracowane, to już inna sprawa. Zapytałem się kiedyś, choć nie musiałem, na co przeznaczone będą te pieniądze. W odpowiedzi usłyszałem że na „łatanie dziur”, czyli zakup papieru toaletowego, do kserokopiarek, na dopłatę do autobusu na wycieczkę szkolną, dofinansowanie obiadów, etc. Czy jest z czego robić problem? Być może gdzieś tam w Polsce…., ale proszę tego nie uogólniać, bo takie uogólnienia są dla wielu placówek krzywdzące.
Ubezpieczenie uczniów bez wątpienia jest ubezpieczeniem grupowym i dobrowolnym ale sprawa z tzw. „naciskami” nie jest tak sprawą jednoznaczną jak to się sugeruje. Tu proszę o zabranie głosu prawników. Jak sytuacja szkoły i dyrektora będzie wyglądała np. w sądzie po wypadku ucznia, jeśli rodzice zaczną udowadniać że dyrektor/nauczyciel nie do końca spełnił swój obowiązek, bo nie doprowadził…, bo nie zapewnił..., bo nie zabezpieczył , itd.?
Zgadzam tu się z opinią że każde grupowe ubezpieczenie raczej jest korzystniejsze od strony kosztów od ubezpieczenia indywidualnego, o porównywalnym zakresie ochrony. Ta różnica może przekraczać nawet czterokrotność składki rocznej z ubezpieczenia szkolnego. Nie każdy rodzić łatwo godzi się na taki wydatek. Co do skuteczności ubezpieczenia; no cóż to zależy nie tylko od oferty, jej ustawienia, od tego ile czasem sprzecznych interesów, potrzeb ma zrównoważyć, ale także od wielkości składki. Rodzice oczywiście moga przedstawić swoją opinię kierownictwu szkoły co do tego jakby chcieli aby ich dzieci były ubezpieczone. Czasmi tak się dzieje, do tego jest potrzene spotkanie, rozmowa z dyrekcją, RR.